Zamówiłam włóczki. Przyszły dwa pudła szczęścia. Chociaż może nie do końca, bo z "aksamitkiem" nie bardzo się na początku polubiłam, ale na drobne wytwory nadaje się doskonale. I tu uwaga: nie nadaje się do prucia. Oprócz aksamitka zamówiłam "camillę". Uwielbiam tą włóczkę. Kilka motków kupiłam kiedyś w pasmanterii na promocji i spodobała mi się od razu. Fajna była też "meriposa". Całe, nowe, nierozpakowane zgrzewki znalazłam "na ciuchach".
"Aksamitka", dwa kolory w różnych odcieniach, kupiłam na kocyk dla córki. Dużo wyszło i dużo zostało, dlatego też wszystko z "aksamitka" jest różowo-niebieskie.
Najtrudniejsze dla mnie przy formach zabawek czy ubrań jest złapanie proporcji. Jeśli chodzi o misia i króliczka musiałam podeprzeć się opisami z internetu oraz zdjęciami. Bardziej pomogły mi chyba zdjęcia niż anglojęzyczne opisy. A na koniec najgorszy koszmarek zszywanie. Próbowałam kiedyś to ominąć i robić po całości, łączyć szydełkiem, dowiązywać nitki. Niestety wychodziło koszmarnie, krzywo i zawsze coś się ściągało. Po wielu, bardzo wielu nieudanych próbach włóczka nadawała się tylko do wyrzucenia.
Na bloga wracam na dobre, a co do strony to zrobiłam totalne przemeblowanie.
Zapowiedź następnego posta: "Bing".
Pozdrawiam, Kasia.
Ale słodziaki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Robię cały czas. Na ile dzieci pozwalają :)
Usuń